niedziela, 28 października 2012

Czar nadwiślańskich kniei

         Bardzo lubię swoje rodzinne strony i czuję do nich niemałe przywiązanie. Myślę, że takie uczucie przynależności, utożsamiania się z jakimś regionem jest bardzo ważnym czynnikiem ogólnego patriotyzmu. Za podstawową rzecz, która owe więzy tworzy uważam przede wszystkim historię. Cóż przecież innego jak nie znajomość dziejów naszych przodków, pamięć o nich, utożsamianie się z nimi, bycie dumnym z tych zapisanych kart przeszłości bardziej wiąże człowieka z danym kawałkiem ziemi ?  Taka historia....niekoniecznie ta wielka, o dużej randze, a często ta mała, regionalna to nasze wspólne dziedzictwo, które powinniśmy starannie pielęgnować.



              Chciałbym opowiedzieć wam tutaj co nieco o moim kawałku ziemi, z którym czuję się najbardziej związany. Położony jest nad Wisłą , na styku dwóch krain - Kujaw i Ziemi Dobrzyńskiej. Na prawym - dobrzyńskim brzegu królowej polskich rzek rozciąga się on od zielonych Wzgórz Szpetalskich na południu do rzeki Mień na północy, od Wisły na zachodzie do Świętego Strumienia na wschodzie. Na brzegu lewym - kujawskim obejmuje miasto mi najbliższe, stolicę Kujaw Wschodnich - Włocławek. Niewielki to skrawek polskiej ziemi lecz jakże bliski memu sercu!


Wędrowiec podziwiający swą małą nadwiślańską ojczyznę.
            
                Gdybyśmy wzbili się w powietrze i spojrzeli na ten teren z góry dostrzeglibyśmy, że część zachodnia to głównie duże połacie leśnej gęstwiny ciągnące się wzdłuż Wisły od Włocławka do Torunia. Lasy te znam jak własną kieszeń, a i niejedną parę butów w nich schodziłem. Są to tereny ciekawe, spokojne, obfitujące w pagórki i płynące tu i ówdzie strugi, rzeczułki. Nade wszystko jednak nasycone są one historią, która zdaje się skrywać i trwać jeszcze w pojedynczych starszych drzewach, ruinach starych domostw czy innych reliktach minionych epok. Bardzo lubię spacery po lesie - człowiek wycisza się, uspokaja, ładuje swoje "akumulatory" . Często gdy trafi się odpowiedni ku temu dzień wstajemy rano z bratem, chwytamy plecaki i wyruszamy na włóczęgę po nadwiślańskich lasach. Niestety nie jest to  oczywiście dzika puszcza jak za czasów Chrobrego. W większości miejsc są to bory sosnowe sadzone po wojnie na dawnych polach i łąkach. Często idąc przez taki las, szczególnie ten młodszy, człowiek ma wrażenie, że nie jest w lesie a raczej w jakiejś fabryce drewna. No cóż...tak to już jest, że dzisiaj lasy mają głównie taki charakter. Pozostają na szczęście pojedyncze miejsca, gdzie rośnie stary, nieruszany od lat las urzekający swym pięknem i tajemniczością. 

                 Jednym z takich terenów są lasy łęgowe rosnące nad samą Wisłą. Urzekają one swą różnorodnością i gęstością. W miejsce dominującej sosny pojawiają się tutaj wiekowe dęby, wierzby, olchy, wiązy i topole. Cała ta okolica zdaje się emanować jakąś zapomnianą historią, dziedzictwem. Drzewa zdają się szumieć jakieś dawno zasłyszane piosenki, opowieści. Człowiek idzie starym, liczącym sobie dobre kilka wieków leśnym traktem wysadzanym wiekowymi wierzbami i zadaje sobie pytanie - kto posadził tutaj te drzewa? Wędrując tak pewnego razu dotarłem do przydrożnej kapliczki. Coś mnie wtedy podkusiło aby zagłębić się w las znajdujący się za nią. Po chwili dotarłem na pewien pagórek gęsto porośnięty różnymi krzakami - tam to właśnie znalazłem tych, którzy te drzewa posadzili. Na szczycie położonego już praktycznie nad samą Wisłą pagórka znajdował się stary cmentarzyk. Nagrobki były najczęściej zdewastowane, teren zarośnięty. Z tablic dało się jednak odczytać nazwiska - nazwiska zmarłych ponad wiek temu mieszkańców tych terenów. Od kilkuset lat zamieszkiwane były one przez niemieckich osadników. Byli to bardzo pracowici ludzie. Osuszyli i zagospodarowali tereny, których polscy chłopi w tamtych czasach zagospodarować nie potrafili. Żyli oni w swojej własnej, zorganizowanej społeczności. Praktycznie w każdej wiosce mieli własne szkoły, pełniące również funkcję ewangelickiej kaplicy. Przy każdej osadzie był również zorganizowany niewielki cmentarzyk, posiadający ogrodzenie, furtkę i duży drewniany krzyż w centrum. W zdecydowanej większości byli oni zżyci ze swoją nową ojczyzną. W szkołach uczono języka polskiego i polskich patriotycznych pieśni. Byli to najczęściej wspaniali, pracowici ludzie dobrze żyjący ze swoimi polskimi sąsiadami. Podczas okupacji niemieckiej wielu pomagało
Ruiny chaty w miejscu dawnej wsi kolonistów.
(zdjęcie z 2006r. - dziś prawie nic już tam nie ma)
Polakom, udzielało im schronienia. Wszystko skończyło się po wojnie - większość jako ludność niemiecka została wysiedlona z kraju, a ci którzy się uchowali wiedli ciężkie i ubogie życie. Wszystko co pozostawili po sobie niszczało bądź było celowo dewastowane na fali nienawiści i niechęci do wszystkiego co "niemieckie".  Dziś ich dziedzictwo jest właściwie zapomniane. Cmentarzyki zdewastowane i zarośnięte, kaplice zburzone bądź przerobione na zwykłe domy mieszkalne, większość ich pięknych domostw z charakterystycznym ogrodzeniem wyplatanym z gałęzi wierzby już nie istnieje. Od czasu kiedy po raz pierwszy dowiedziałem się o kolonistach - natrafiając kiedyś w lesie na tajemnicze zarośnięte nagrobki, temat ten bardzo mnie interesuje. Im więcej czytam o nich tym pełniejszy jestem szacunku dla tych ludzi i dla ich pracy. Jestem pewien, że kiedyś poświęcę im osobny wpis aby dokładniej opisać ich historię - z pewnością na to zasługują.
               Wróćmy jednak do samych lasów. Bezsprzecznie chcąc pokazać wam najbardziej urocze zakątki zaprowadziłbym was nad jeden z leśnych strumyków. Na południu, w lasach szpetalskich płynie Zofijka. Uformowała ona piękną, malowniczą dolinę o stromych stokach. Spacer wzdłuż jej uroczo meandrujących brzegów jest jedną z moich ulubionych tras leśnych. Dorównać może jej tylko położona na północy Rozalka (którą z racji braku oficjalnie nadanej nazwy sam tak nazwałem). Płynie ona jeszcze bardziej malowniczą doliną wypływając ze stawu rybnego z uroczą pagórkowatą wysepką pośrodku. Cała dolina przez którą płynie porośnięta jest pokaźnymi klonami. Złote liście powolnie opadające z nich jesienią w dół doliny czynią ją o tej porze roku prawdziwym miejscem z bajki. Planując razem z bratem jakąś wyprawę zawsze obowiązkowo uwzględniamy w trasie któryś ze strumyków.
Niemiecki Ringstand58c - jest ich w tych lasach około 30
             Cóż jeszcze ciekawego można odnaleźć w owych lasach? Możemy natknąć się na nigdy nie wykorzystane, jednak okupione ogromnym wysiłkiem miejscowej ludności okopy, bunkry i rowy przeciwczołgowe z 1944r. Możemy również odnaleźć fragmenty okopów z 1920r. - ślady bohaterskiej obrony Włocławka przed bolszewikami. Natrafić można na bardzo stare gościńce wysadzane wiekowymi drzewami. Na każdym kroku znaleźć można jakiś ślad przeszłości. Moją pasją jest jej odkrywanie. W miarę możliwości będę starał podzielić się z wami ciekawszymi fragmentami z dziejów mojej ( a może również i waszej) Małej Ojczyzny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz