sobota, 12 grudnia 2015

Zwiedzamy, odkrywamy: Cmentarz parafialny w Chełmicy Dużej


       W dzisiejszej odsłonie "Zwiedzamy, odkrywamy" udamy się na cmentarz parafialny w Chełmicy Dużej. Miejsca wiecznego spoczynku to obiekty, które zawsze powinny być ważnym punktem na mapie każdego krajoznawcy/pasjonata historii. To tam swoją drogę przez życie zakończyli ludzie związani z okolicznymi ziemiami, którzy przed nami je zamieszkiwali i kształtowali ich wygląd. Pośród starych kamiennych nagrobków spoczywają ludzkie opowieści - niektóre całkiem radosne, pełne szlachetnych czynów, inne z kolei nieszczęsne, kończące się często tragediami. Wiele z tych historii już nigdy nie zostanie usłyszana, ponieważ odeszli wszyscy ci, którzy mogliby je opowiedzieć. Na straży pamięci czuwa już tylko kawałek granitu, pordzewiały żelazny krzyż, wyblakłe fotografie, ledwo czytelne inskrypcje... Są też i takie opowieści, które zachowały się w pamięci i przekazywane są dalej. Warto więc odwiedzić cmentarz i zadumać się nad ogromem ludzkich historii jakie znalazły tam swój koniec.


Główna brama cmentarza



       Na początek trochę na temat historii samego cmentarza. Pierwotnie zmarłych chowano zgodnie z panującymi dawniej zwyczajami przy samym kościele. Pierwsze miejsce pochówku mieszkańców tych okolic istniało więc w pobliżu miejsca gdzie obecnie znajduje się głaz upamiętniający dawną świątynię. Pod koniec XVIII wieku, wraz z pobudowaniem nowego drewnianego kościoła w Chełmicy, cmentarz przykościelny zyskał ogrodzenie i drewnianą kostnicę. Obecne miejsce pochówku wykształciło się najprawdopodobniej w okresie powstania listopadowego (ok. 1831r.) jako obszar gdzie chowano zmarłych na cholerę, którą na te ziemie przyniosły ze sobą wojska rosyjskie feldmarszałka Paskiewicza. Lokalizacja blisko kościoła i rozrost parafii sprawiły, że z biegiem czasu miejsce to przekształciło się w cmentarz parafialny.




       Czas rozpocząć zwiedzanie. Po przekroczeniu głównej bramy znajdziemy się w północnej części cmentarza. Znajduje się ona na niewielkim pagórku i stanowi najdawniejszy, pierwotny fragment tego miejsca. To tutaj odnajdziemy najstarsze zachowane nagrobki. Wiele z nich pochodzi z początku XX wieku, a są również takie sięgające drugiej połowy wieku XIX (tutaj nachodzi mnie refleksja, że to właśnie na cmentarzu najczęściej trafimy na największe zagęszczenie najstarszych obiektów w danej miejscowości). Przy głównej alei na której stoimy chowani byli dawniej najbardziej znamienici mieszkańcy okolic. Spacerując nią po prawej stronie zauważymy okazały nagrobek rodziny Wiewiórowskich.



    Wacław Antoni Wiewiórowski przyszedł na świat 7 września 1865 roku, o godzinie pierwszej w nocy. Narodził się w położonej między Gostyninem a Kutnem miejscowości Siemianów (parafia Głogowiec), jako syn Józefa i Marii z domu Dąbkowskiej. W 1908 roku ożenił się z Teodozją Witkowską. Teodozja urodziła się w Solcu nad Wisłą, jednakże w tamtym czasie mieszkała wraz z rodzicami w Warszawie i tam też odbył się ślub. W 1913 roku Wacław zakupił za kwotę 68 tysięcy rubli majątek Chełmica Mała od rodzeństwa Tatiany i Hipolita Aleksandrowiczów.  Był w tym czasie wymieniany jako właściciel Chełmicy Małej, natomiast zamieszkały w Chełmicy Wielkiej.

        Wspólne życie małżonków zostało brutalnie zniszczone 7 lat później. W 1920 roku, gdy ziemie polskie, w tym także Ziemię Dobrzyńską zalała fala bolszewików Wacław miał 54 lata. Ze względu na zaangażowanie w ruch samoobrony społeczeństwa powiatu lipnowskiego naraził się okupantowi. Po zajęciu Chełmicy moskale wzięli go do niewoli, a następnie po przegranej walce o Włocławek ewakuowali wraz z innymi jeńcami schwytanymi w naszych okolicach. Zostali oni wszyscy popędzeni pieszo na północny-wschód w kierunku Sierpca, a potem Mławy. Do jedzenia dostawali jedynie nie dający się pogryźć czarny chleb i surową brukiew. Tak długi i morderczy marsz przerósł możliwości wielu starszych ludzi, w tym Wacława Wiewiórowskiego. Został on z kilkoma innymi ziemianami wsadzony na wóz, który jednak po pewnym czasie zaczął grzęznąć w piaszczystej drodze opóźniając marsz całej kolumny. Bolszewicy podjęli wtedy decyzję pozbycia się zbędnego balastu i rozstrzelania wszystkich nie będących w stanie maszerować. Stało się to 22 sierpnia 1920 roku, w przydrożnym lasku niedaleko miasteczka Chorzele. Czerwona dzicz nie pozwoliła jednak odejść właścicielowi Chełmicy w spokoju. Przed śmiercią najpierw obcięto mu lewą rękę, potem wykłuto lewe oko, aby następnie zakończyć agonię strzałem w pierś - było to typowe zachowanie bolszewików wobec jeńców. Razem z nim zginęli wtedy Ludwik Kownacki, właściciel majątku Pniewko oraz Ludwik vel Lejba Zelig Bauman, współwłaściciel majątku Skoczkowo.

    Wacław został pochowany na chełmickim cmentarzu obok swojej matki, która zmarła w 1914 roku. Jego żona, Teodozja, przez jakiś czas mieszkała w Chełmicy, będąc współwłaścicielką majątku razem z dwiema siostrami Wacława. W 1922 roku dobra zostały sprzedane Janowi Kaczmarkowi, a Teodozja wyjechała do Warszawy, gdzie ponownie wyszła za mąż za inżyniera Felicjana Karśnickiego. Małżeństwo mieszkało przy ulicy Wilczej 47. Teodozja zmarła w 1938 roku, w wieku 49 lat. Jej grób znajduje się na Starych Powązkach w Warszawie (kwatera 211, rząd 5, miejsce 26).





        Przyjrzyjmy się nagrobkowi. Są tutaj dwie płyty:  jedna należy do Wacława Wiewiórowskiego, druga do jego matki. Tablice z inskrypcjami nie są oryginalne - zastąpiono je nowymi podczas renowacji. Całość otoczona jest ogrodzeniem składającym się z 8 kamiennych słupów, które dawniej połączone były masywnymi, żelaznymi łańcuchami. Niestety wszystkie padły ofiarą złodziei (pamiętam, że dawniej, gdy byłem młodszy to jeszcze były).


Kamienny słupek z uchwytem na łańcuch


Fotografia grobu Wiewiórowskich z 1987 r., fot. P. Kokotkiewicz


       Pora ruszyć dalej. Gdy rozejrzymy się dookoła ujrzymy wiele bardzo starych nagrobków. Warto im się przyjrzeć.

Po lewej stronie alei znajdujemy na przykład taki grób. Inskrypcja na nagrobku głosi:

"Tu spoczywa nasz kochany Waculek Zizka"







    Wacław Roch Żiżka przyszedł na świat 16 sierpnia 1905 roku w miejscowości Okrągła. Był pierwszym dzieckiem Wacława i Salomei z domu Śniadeckiej. Jego rodzice pobrali się rok wcześniej w Bobrownikach. Tata, Wacław, jak możecie się domyślić z nazwiska, był z pochodzenia Czechem, pochodzącym z miejscowości Bílá Třemešná (swoją drogą ciekawe jak trafił w nasze strony). W majątku Okrągła pracował na stanowisku nadleśniczego. W chwili narodzin syna miał 26 lat. Mama, Salomea, na świat przyszła w miejscowości Ostrowąs i gdy Waculek przyszedł na świat miała 23 lata.
 
Niestety radość młodych rodziców nie trwała długo. Z nieznanych dla nas powodów Waculek zmarł 10 marca 1906 roku, o godzinie 17.

Nie udało mi się znaleźć żadnych informacji na temat dalszych losów rodziny Żiżko. Najprawdopodobniej wyjechali gdzieś, na zawsze opuszczając nasze okolice.

Grób Waculka pierwotnie opasany był żelaznymi łańcuchami, które jednak potem znikły - już w latach 80-tych ich nie było.

 
Grób Waculka Żiżki w 1987 roku, fot. P. Kokotkiewicz


Obecnie nagrobek nie prezentuje się najlepiej:



Kolejny ze starych nagrobków dziecięcych prezentuje się następująco:




Inskrypcja głosi:

"JAKO KWIAT WIOSENNY
PRZEDWCZESNYM MROZEM ZWAŻONY
USNĘŁA NA WIEKI D. 24 GRUDNIA 1891 R."

Na stronie parafii znajduje się informacja, że pomnik był poddany renowacji w 2004 roku, ale obecnie niestety nie wygląda on najlepiej.

Hania Trzcińska przyszła na świat jako Anna Zofia Trzcińska w miejscowości Goździków (Mazowieckie). Stało się to 10 września 1884 roku, o godzinie 14. Co ciekawe, jej chrzest odbył się dopiero w maju 1889 roku, w miejscowej parafii Smogorzów. Jej rodzicami byli Zygmunt Prandota-Trzciński herbu Rawicz oraz Maria z Eysmontów herbu Korab. Tata Zygmunt był właścicielem dóbr Goździków oraz inżynierem. Był także radcą Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego. 

Najprawdopodobniej, pomimo urzędowych imion Anna Zofia, rodzice mówili na dziewczynkę Hania.

Nie wiemy co się stało w grudniu 1891 roku. Nie wiemy co sprawiło, że rodzina Trzcińskich przebywała wtedy w Chełmicy. Nie było wtedy jeszcze Cukrowni Chełmica, więc Zygmunt raczej nie przebywał tutaj z rodziną zawodowo. To raczej była wizyta świąteczna u znajomych. Właścicielami Chełmicy byli wtedy Grabińscy.
Jedyne co wiemy to, że w wigilię, 24 grudnia, o godzinie 2 w nocy Hania zmarła. Wypadek, choroba? Tego pewnie nigdy już się nie dowiemy...


Nekrolog Hani w gazecie "Słowo"


Jej rodzice żyli później w Warszawie. Oboje zmarli w 1939 roku.

Nekrolog Zygmunta, "Warszawski Dziennik Narodowy"

Nekrolog Marii, "Warszawski Dziennik Narodowy"

Grób Marii i Zygmunta znajduje się na Cmentarzu Bródnowskim w Warszawie (Sektor 31A / Rząd 5 / Numer 22). Hania miała czwórkę rodzeństwa: Marię (ur. 1880), Ryszarda (1881), Jana (1887) i Dionizego (1889). Najprawdopodobniej potomkowie któregoś z nich nadal żyją.



Grób Hani w 1987 roku, fot. P. Kokotkiewicz


Kolejny zabytkowy nagrobek prezentuje się tak:



Inskrypcja głosi:

TU SPOCZYWAJĄ ZWŁOKI
Ś.P. DZIECI BISÓW
WŁADYSŁAW żył lat 6 zm. 4 sierpnia
1909 r.
STANISŁAW żył lat 10 zm. 7 grudnia
1910 r.
JÓZEF żył lat 12 zginął śmiercią tragiczną
14 grudnia
1923 r.
PROSZĄ O WESTCHNIENIE
DO BOGA.

                                                              PAMIĄTKA OD RODZICÓW




Fotografia nagrobka z 1987 r., fot. P. Kokotkiewicz


Ich rodzicami byli Stanisław Bis i Józefa z domu Kulpik. Oboje urodzili się we wsi Oryszew w powiecie żyrardowskim na Mazowszu. W 1900 roku wzięli ślub w miejscowej parafii w Szymanowie. Małżonkowie zamieszkali najpierw w osadzie Teklin (obecnie dzielnica Żyradowa). Stanisław był robotnikiem i pracował jako ślusarz. 28 lipca 1901 roku o godzine 5 rano Józefa i Stanisław powitali na świecie swoje pierwsze dziecko - syn, któremu nadali imię Stanisław. Jakiś czas później rodzina przeprowadziła się do Chełmicy, gdzie Stanisław senior znalazł zatrudnienie w nowo powstałej Cukrowni. Tam też, 20 czerwca 1904 roku o godzinie 4 po południu powitali swojego drugiego syna - Władysława. Cztery lata później do braci dołączyła siostra, Regina (urodzona 6 stycznia 1908 o godzinie 9 wieczorem).

Niestety w kolejnych latach rodzina Bisów została mocno doświadczona. W wieku 6 lat zmarł mały Władysław. Stało się to 4 sierpnia 1909 roku o godzinie 3 po południu. Rok później odszedł jego brat - Stanisław (7 grudnia 1910 o godzinie 9 wieczorem).    

W 1911 roku w rodzinie Bisów pojawił się kolejny syn - Józef. Urodził się 3 listopada 1911 roku o godzinie 8 wieczorem. Możemy sobie wyobrazić, że w takiej sytuacji chłopiec ten musiał być oczkiem w głowie swoich rodziców. Niestety i jego los postanowił im odebrać...

14 grudnia 1923 roku, 12 letni Józef jechał na pace samochodu ciężarowego należącego do Cukrowni. W czasie przejazdu przez Szpetal Dolny ulicą Lipnowską, gdy znajdowali się na wysokości lasku, jakieś 100 metrów od przydrożnej figury, z niewiadomych przyczyn chłopiec wypadł na drogę i wylądował pod tylnymi kołami pojazdu. Pomimo szybkiego przewiezienia do włocławskiego szpitala, po krótkim czasie zmarł.
 
 
"Słowo Kujawskie", 15 grudnia 1923


Trudno sobie nawet wyobrazić jak ogromną tragedią to musiało być dla rodziców. Zupełnie jakby...los nie chciał żeby mieli synów. Wystawili całej trójce okazały pomnik, który przetrwał do dziś.

Stanisław Senior zmarł w 1957 roku i jest pochowany w grobie nieopodal.

Siostra zmarłych braci, Regina, dożyła dorosłości, w 1940 roku wyszła za mąż za Edwarda Rojewskiego. Zmarła 7 lipca 1994 roku w Cypriance. Spoczywa w jednym z sąsiednich grobów.


Przejdźmy teraz do kolejnego nagrobka. Znajduje się przy głównej alei, po lewej stronie.



Niestety nie spisałem sobie inskrypcji będąc na miejscu, a nie jestem w stanie dokładnie odczytać ze zdjęć. Jeśli ktoś z Was byłby w stanie spisać jej dokładne brzmienie i mi przesłać to będę bardzo wdzięczny.

Spoczywa tutaj Henryk Kaliszewski. Henryk urodził się w Warszawie w 1893 roku. Był pierworodnym synem Wacława Kaliszewskiego i Agnieszki Heleny Kühn (pobrali się w Warszawie w 1892 roku). O Henryku wiemy tyle, że był studentem Instytutu Weterynaryjnego w Warszawie i w 1917 roku zamieszkiwał tymczasowo w Chełmicy. Tam też zmarł w dniu 5 października, o godzinie 4 rano.  Prawdopodobnie mieszkał on u dziedzica Chełmicy Małej, Wacława Wiewiórowskiego, ponieważ to on widnieje w akcie zgonu jako zgłaszający. Być może odbywał on praktyki studenckie w majątku Wiewiórowskich? Nie wiemy co się stało, czy dosięgła go jakaś choroba, czy może zdążył się wypadek. Gdy odszedł miał 24 lata.

Rodzice Henryka spoczywają na Cmentarzu Bródnowskim w Warszawie.


Grób Henryka Kaliszewskiego w 1987 r., fot. P. Kokotkiewicz


Przejdźmy do następnego nagrobka:







Ten wiekowy nagrobek jest jednym z najbardziej zaniedbanych i zapomnianych na terenie cmentarza










       Na końcu głównej alei możemy dostrzec polowy ołtarz oraz przylegający do niego duży, tajemniczy kloc.




Gdy podejdziemy bliżej i przyjrzymy się lepiej temu obiektowi dostrzeżemy, że na górze widnieją pewne herby.




Pozwala nam to przypuszczać, że spoczywa tutaj jakaś zacna, szlachecka rodzina. Główna część grobowca jest jednak przykryta tynkiem i zupełnie nic nam nie mówi. Żeby dowiedzieć się czegoś więcej musimy udać się na tyły obiektu.





Naszym oczom ukażą się wtedy dwa miejsca na tablicę, z czego jedno jest puste, za to drugie zawiera słabo już czytelną inskrypcję:

Ś p.
Wacława Sierakowskiego
zmarłego
w dniu 26 Sierpnia 1870 r.
w wieku lat 42
w żalu niepocieszona Matka
kamień ten położyła
i prosi o westchnienie.




       Zagadka została zatem rozwiązana. Jest to grób rodziny Sierakowskich - dawnych właścicieli Chełmicy Dużej. Cała historia rozpoczyna się w 1829 roku, gdy Józefa Rutkowska - właścicielka dóbr Chełmica wyszła za mąż za Wacława Sierakowskiego - właściciela dóbr Więcławice (okolice Dobrzynia nad Wisłą). Sierakowski w czasie powstania listopadowego dowodził 17 pułkiem piechoty biorąc udział w licznych bitwach. Następnie był szefem sztabu gen. Dembińskiego, aby w końcu samemu zostać mianowanym generałem na stanowisku dowódcy Brygady Piechoty. W końcowym epizodzie powstania przez 2 dni był gubernatorem Warszawy walczącej przeciwko armii feldmarszałka Paskiewicza. Po kapitulacji podał się do dymisji i osiadł w Chełmicy. Sierakowscy mieli jedno dziecko - syna, który podobnie jak ojciec miał na imię Wacław. Starszy z Sierakowskich zmarł w 1839 roku. Młodszy po osiągnięciu dojrzałości objął w posiadanie dobra Więcławice. Tam też stosunkowo młodo, bo w wieku 42 lat zmarł.


 Moment ten musiał być ogromnym ciosem dla Józefy Sierakowskiej, która najpierw straciła męża, a potem jedynego syna. Dla niego właśnie postawiła okazały grobowiec wykonany w warsztacie Jana Ścisłowskiego z Warszawy. Kazała również wystawić pomnik ku jego pamięci w dobrach Więcławice. Co ciekawe zachował się on do naszych czasów i nadal można go oglądać jadąc drogą 562 w kierunku Płocka.





Józefa postanowiła również wtedy cały majątek rodzinny zapisać na cele dobroczynne, z czego dużą część przeznaczyć na budowę nowej świątyni w Chełmicy (to właśnie jej w dużym stopniu zawdzięczamy to, że w Chełmicy jest taki niezwykły, okazały i piękny kościół). Zmarła 6 lat po swoim synu, w 1876 roku.






       Skoro poznaliśmy już historię rodziny Sierakowskich pozostaje tylko jedna zagadka. Dzięki tablicy z inskrypcją wiemy, że w grobowcu spoczywa Wacław Sierakowski (syn), ale pytanie brzmi - kto jeszcze mógł zostać tam pochowany? Czy spoczywają tam również jego rodzice? Ta kwestia nie jest do końca wyjaśniona...ale cóż, spróbujmy czegoś się dowiedzieć. Najpierw poszukamy nekrologu z ówczesnej gazety dotyczącego śmierci ojca Wacława. Oto i on:




Wiemy już więc na pewno, że ojciec Wacława również został pochowany w Chełmicy i musi spoczywać obok syna. Wobec tego to jemu z pewnością musiała być poświęcona druga tablica po której obecnie widnieje puste miejsce. Pozostaje zatem pytanie o Józefę Sierakowską.



" W dniu 12 b. m. we wsi Chełmica Wielka po długiej
i ciężkiej chorobie rozstała się z tym światem w wieku
69 lat ś.p. Józefa z Rutkowskich Sierakowska wdowa
po b.pułkowniku wojsk polskich właścicielka dóbr ziemskich
w gubernji płockiej. Eksportacja zwłok nastąpi dnia 18 b. m.
o godzinie 6-tej wieczorem a złozenie takowych do grobu
nazajutrz o godzinie 11-tej rano. "



Poświęcony jej nekrolog z gazety niewiele wyjaśnia, wspomina za to o eksportacji zwłok z Chełmicy. Jest to dosyć zagadkowe, myślę jednak, że jest niemal pewne, że chciałaby ona spocząć obok mężczyzn swojego życia. Kto wie... może kiedyś komuś uda się to wyjaśnić.


      Pora żebyśmy przyjrzeli się lepiej samemu grobowcowi.




Został on wykonany w zakładzie kamieniarskim Jana Ścisłowskiego w Warszawie. Jest to najstarszy zachowany nagrobek na terenie cmentarza. Całość wykonana została w klasycystycznym stylu. U góry, mimo upływu lat wciąż widnieją herby dwóch rodów: Pobóg-Rutkowskich i Dołęga-Sierakowskich. Widoczny jest również duży ubytek tynku, spod którego czerwienią się wiekowe cegły.








 
W 2017 roku grobowiec został odnowiony przy okazji obchodów 100-lecia kościoła w Chełmicy, którego Józefa Sierakowska była fundatorką.



    Warto w tym momencie wspomnieć, że oryginalnie grobowiec Sierakowskich stał przed wejściem do dawnego, drewnianego kościoła w Chełmicy. Został on przeniesiony w obecne miejsce

Teraz przejdziemy dalej. Za ołtarzem polowym, pod ogrodzeniem, tam gdzie kończyła się dawna aleja dostrzeżemy taki obiekt.




       W tym miejscu znajdował się dawniej jeden z bardziej okazałych grobowców, pochodzący z końca XIX wieku. Był to grób Leonka Grabińskiego, zmarłego przedwcześnie w 1890 roku syna Stanisława Grabińskiego - właściciela Chełmicy Dużęj. Grobowiec miał kształt domku, do którego wnętrza prowadziły żelazne drzwiczki. Przez nie można było dostrzec spoczywającą wewnątrz małą, białą trumienkę. Całość dotrwała gdzieś do około lat 80-tych, gdy została rozebrana z powodu fatalnego stanu. W czasach PRL-u dzieci z okolic lubiły przychodzić tu pod wieczór i testować swoją odwagę wchodząc do środka. Obecnie teren został wykupiony i przygotowany pod przyszły nagrobek.


Stare, zabytkowe ogrodzenie


       Gdy będąc przy ogrodzeniu spojrzymy się w prawo, w kierunku południowym ujrzymy wiodącą wzdłuż muru brzozową alejkę. Tutaj pochowane są zmarłe dzieci.




Powróćmy teraz na główną ścieżkę i pójdźmy dalej spacerowym krokiem poprzez alejki cmentarza.











"Tylko w polu biały krzyż nie pamięta już, kto pod nim śpi... "



Chełmickie nagrobki na tle majestatycznej świątyni





     Ze starych fotografii spoglądają na nas wiecznie młode dziewczęta. Uśmiech...spojrzenie...hmm...czy my kiedykolwiek robiąc sobie zdjęcie do dokumentów zastanawiamy się nad tym, że ta fotografia może znaleźć się na naszym nagrobku...? Raczej nie. Dlatego też zawsze gdy przyglądam się takim zdjęciom na cmentarzu ogarnia mnie dziwne uczucie. Uważam jednak, że taka fotografia z młodości, gdzie jest się rozpromienionym i uśmiechniętym jest najcenniejszą opowieścią o naszym życiu jaką można zamieścić na kawałku granitu i która przetrwa nawet wtedy kiedy nie będzie nikogo kto mógłby o nas opowiedzieć.





     Na tym kończymy zwiedzanie. Jeśli macie jakiekolwiek uwagi, spostrzeżenia - śmiało piszcie!


Pogrzeb na cmentarzu w Chełmicy, połowa lat 70-tych.



3 komentarze:

  1. pamiętam ten grobowiec i w nim tą białą trumienkę,ale pamiętam też sporo śmieci w tym grobowcu i tych śmieci nie nawrzucali tam młodzi wówczas ludzie
    w mojej pamięci widzę również nagrobek jakiegoś lekarza zamordowanego w 20 roku przez bolszewików . jak się okazuje kiepscy gospodarze zarządzali cmentarzem że nie zachowano zabytkowych grobowców i znów pieniądze zadecydowały o kupowaniu miejsc na groby ,myślę że dbanie o zabytkowe grobowce to pięta achillesowa na parafialnych cmentarzach . gratuluję wykonanej pracy w opisywaniu terenów z którymi jestem związany

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pietrkiewicz w którejś ze swych powieści wpominał stary cmentarz w Chełmicy, chyba w powieści "Sznur z węzłami". Ale to chyba nie chodziło o ten cmentarz, tylko jakiś wcześniejszy.

      Usuń
    2. Tak to prawda - Pietrkiewicz opisywał jakiś stary cmentarz choleryczny przy którym znajdowała się drewniana dzwonnica i mieszkała przy nim starsza pani, którą miejscowe dzieci nazywały "Czarownicą z Małej Chełmicy". Cały ten opis jest fascynujący ale okazuje się jedynie fikcją literacką - nigdy nie było w Chełmicy takiego cmentarzyka jak ten opisywany. Być może Pietrkiewicz słyszał w dzieciństwie jakieś opowieści od starszych ludzi - może dawniej stała tam jakaś dzwonnica...a może to tylko zapis dziecięcej wyobraźni...

      Usuń