poniedziałek, 13 października 2014

Niepospolici z regionu - Stanisław Zieliński

Włocławskie bulwary, godziny przedpołudniowe, druga połowa lat 30-tych XX wieku

       Na ulicach pełno ludzi zmierzających pospiesznie w różnych kierunkach. Trwa piękny, ciepły i pogodny wrześniowy dzień - jeden z tych ostatnich, pożegnalnych powiewów lata w roku. Wisła płynie leniwie, a słońce kąpie się w jej wodach tworząc piękne refleksy światła. Naszą uwagę przyciąga mała grupka ludzi stojących przy barierkach niedaleko mostu, którzy obserwują i wskazują palcami jakiś punkt na niebie. Podchodzimy bliżej, aby dowiedzieć się o co chodzi. Do naszych uszu dociera wtedy ryk silnika, który z sekundy na sekundę zdaje się narastać. Po chwili nasz wzrok zauważa na horyzoncie pewien poruszający się punkt. Chwila obserwacji i nie mamy już wątpliwości z czym mamy do czynienia - to samolot. Maszyna leci nisko nad wodami Wisły, po czym tuż przed mostem ( nowym, ponieważ stary został w tym roku rozebrany ) wznosi się w górę i kieruje nad bulwary, przelatując tuż nad naszymi głowami. Przez chwilę widzimy z bliska piękną sylwetkę maszyny i głowę lotnika w skórzanej czapce i staroświeckich goglach. 
- Co za diabeł!....szaleniec!..  - wykrzykuje jeden wyraźnie zakłopotany jegomość, oczyszczając jednocześnie kapelusz, który spadł mu z głowy gdy ten w nagłym przestrachu skulił się padając na kolana.
Dookoła nas zbiera się coraz więcej gapiów. Pokazują sobie nawzajem maszynę i z ekscytacją oczekują co się dalej wydarzy. Pilot zawraca i w tym razem bez problemu przelatuje pod środkowym odcinkiem włocławskiego mostu. Tu i ówdzie rozlegają się wtedy brawa, dzieciaki krzyczą, młode damy wzdychają, a starsi ludzie kiwają z dezaprobatą głowami.