środa, 17 października 2012

My country

          Końcówka lat 90. Kilka nauczycielek krąży w pośpiechu po szkolnym korytarzu ustawiając dzieci wzdłuż niego. Siedmioletni uczniowie tworzą po krótkim czasie w miarę równe dwa szeregi stojące naprzeciwko siebie i kształtujące się w ten sposób w wygięty łuk zaczynający się przy schodach i prowadzący w głąb korytarza. Zarówno opiekunowie jak i ich podopieczni są ubrani w stroje galowe. W powietrzu daję się wyczuć atmosferę wyczekiwania. Po chwili ktoś z dołu wbiega na schody i daje znać: " Już jest, przyjechał! ". Wszyscy kierują wzrok ku schodom i z napięciem oczekują pojawienia się na nich jakiejś postaci. W pewnym momencie pojawia się na nich starszy mężczyzna o siwych włosach i gęstych, ciemnych brwiach w towarzystwie pani dyrektor. Gdy dochodzi do szczytu schodów i zauważa czekające na niego dzieci jego twarz rozpromienia łagodny uśmiech. Mali uczniowie chórem mówią gościowi "Dzień Dobry!" na co ten rozradowany również tak samo im odpowiada. Następnie podchodzi do jednego chłopca stojącego dokładnie naprzeciwko schodów i przygląda się jego pstrokatemu, czerwonemu krawatowi. "No proszę jaki ładny kawaler! Bardzo ładny masz krawat" - mówi uradowany. "Dziękuję" - odpowiada nieśmiało zawstydzony chłopiec.




         Rzecz działa się w Szkole Podstawowej w Fabiankach. Owym zacnym gościem, którego wszyscy tak z napięciem oczekiwali był Jerzy Pietrkiewicz - wybitny, lecz w naszym kraju niedoceniony pisarz i poeta żyjący od czasów wojny na emigracji w Wielkiej Brytanii. Chłopcem, którego oryginalnym krawatem ów człowiek się zachwycił byłem ja.
         Pietrkiewicz zawsze był bardzo związany z Fabiankami i Ziemią Dobrzyńską na której są położone. Czuł duży sentyment do tych miejsc i często w miarę możliwości je odwiedzał. To tutaj w 1916 roku się urodził, tutaj się wychowywał....i to przede wszystkim ten mały skrawek ziemi ukochał ponad wszystko. Szkoła w Fabiankach do której uczęszczałem z dumą nosi jego imię. Zawsze gdy odwiedzał rodzinne strony wstępował również do naszej szkoły. Historia którą opisałem na początku to moje pierwsze spotkanie z Pietrkiewiczem - to które najbardziej utkwiło mi w pamięci. Kolejny raz odwiedził nasze szkolne progi gdy byłem zdaje się w 5 klasie podstawówki. Zostałem wtedy jako uczeń dobry z angielskiego wybrany do "grupy anglistycznej" mającej udać się na specjalne spotkanie z panem Jerzym. Gdy nadszedł owy dzień zebraliśmy się w jednej z klas a pani dyrektor wraz z nauczycielami przyprowadziła do nas gościa, po czym zasiedli razem na przeciwko nas i spotkanie się rozpoczęło. Pietrkiewicz zaczął mówić do nas po angielsku: " Country....what is it? What do you understand by that? My country.... what does it means to you? ". Kilka osób odpowiedziało mu, tłumacząc znaczenie "Country" - a więc kraju, ojczyzny w dosyć typowo słownikowy i naiwny sposób. Gość nie był tymi odpowiedziami widocznie usatysfakcjonowany więc drążył temat dalej. Wszyscy nauczyciele w tym czasie patrzyli na nas z bardzo wymownym spojrzeniem mówiącym: "No dalej, nie przynieście nam wstydu!". Ja, chociaż może miałem i coś więcej do powiedzenia to niestety nigdy nie byłem zbyt śmiałą osobą i jakoś nie bardzo potrafiłem zabrać głos. Potrafił za to zrobić to mój dobry kolega Łukasz, który będąc zawsze człowiekiem śmiałym, towarzyskim i po prostu zabawnym powiedział coś śmiesznego co rozluźniło atmosferę i rozbawiło Pietrkiewicza. Przyznam się szczerze, że nie rozumiałem wtedy do końca czemu on tak drąży to "My country" i nie interesuje go właściwie nic innego.
Jerzy Pietrkiewicz

              Kilka lat później Pietrkiewicz zmarł. Ostatnią jego wolą było zostanie pochowanym w rodzinnym grobie na cmentarzu w Szpetalu Górnym niedaleko Fabianek. Zostałem wybrany do reprezentacji szkolnej mającej wziąć  udział w pogrzebie - niosłem szkolny sztandar. To była skromna ale bardzo ładna ceremonia. Wzięły w niej udział reprezentacje trzech szkół z regionu. Było też kilkoro starszych ludzi pamiętających Pietrkiewicza jeszcze z czasów dzieciństwa. Życie tego niezwykłego człowieka zakończyło się. Moje natomiast toczyło się dalej. Skończyłem gimnazjum, poszedłem do liceum. Tam zainteresowałem się bardziej historią swojego regionu, sporo wędrowałem, sporo odkrywałem. Potem była matura i nadszedł czas na studia. Życie zagnało mnie na północ - do Gdańska. To tutaj właśnie, będąc po raz pierwszy w życiu tak długo z dala od swojej Małej Ojczyzny poczułem jak bardzo ważne miejsce zajmuje ona w moim sercu. Każdy powrót do domu wiązał się z obowiązkowym "obchodem" wszelkich starych kątów, lasów, pagórków, rzeczek, jezior, które tak bardzo były mi bliskie. To tutaj dopiero, po kilku dobrych latach zrozumiałem o co wtedy chodziło Pietrkiewiczowi. Pojąłem wreszcie czemu on tak koniecznie chciał się dowiedzieć czym jest dla nas "My country". Dla nas - młodego pokolenia Polaków mieszkającego w jego dawnej, ukochanej Małej Ojczyźnie. Wtedy też pojąłem, co musiał czuć gdy wracał w te strony. Czuję się dumny, że moja Mała Ojczyzna to również Mała Ojczyzna kogoś tak niepospolitego jak Jerzy Pietrkiewicz.




„W Fabiankach zaraz za lasem
zaczynała się droga do nieba.
Anioły nią chodziły i dzieci,
a czasem
niebo szło drodze naprzeciw.”


                                       J. Pietrkiewicz 

2 komentarze:

  1. To piękne, że opisujesz swoją małą, bo małą, ale jednak Ojczyznę...
    Pietrkiewicz wtedy, w podstawówce, patrząc na Twój krawat być może nieświadomie, ale może wybrał Ciebie na swojego 'następcę' w tej dziedzinie? W dziedzinie owego " My Country"?? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Znałem jego rodzinę - mieszkali w Kowalu. Zawsze podkreślali wszyscy bez wyjątku swoje pochodzenie.

    OdpowiedzUsuń