wtorek, 15 października 2013

Wyzwolenie Włocławka

20 stycznia 1945

W dzwonnicy kościoła ewangelickiego przy ulicy Brzeskiej we Włocławku ukrywa się kilkoro ludzi. Mają oni stamtąd całkiem dobry widok na zachodnią część placu, który oni sami znają pod nazwą Adolf Hitler Platz.
Czekają.
Na zewnątrz wieje mroźny wiatr. Temperatura oscyluje w okolicach minus 20 stopni Celsjusza. Zmarznięte ręce ubrane w rękawiczki kurczowo zaciskają się na karabinach Mausera. W powietrzu daje się wyczuć nastrój gorączkowego wyczekiwania. Nagle postacie podrywają się.

 Ich wzrok przyciąga ruch jaki zaczyna pojawiać się na Adolf Hitler Platz. Dostrzegają żołnierzy zmierzających z wolna w ich kierunku. Z niektórych budynków przy placu wychodzą ludzie i zbliżają się do mundurowych witając się z nimi. Okazja wydaje się idealna. Jeden ze strzelców wysuwa powoli lufę swego karabin przez szczelinę między drewnianymi osłonami okna dzwonnicy. Wybór pada na znajdującego się najbliżej żołnierza.
Huk wystrzału.
Panujący w okolicy względny spokój zostaje nagle brutalnie przerwany. Na dole powstaje chaos. Ludzie chowają się do najbliższych bram i budynków, gdy trafiony pociskiem upada martwy na ziemię. Padają kolejne celne strzały. Żołnierze miotają się nerwowo nie wiedząc skąd prowadzony jest ostrzał. Obrywa szeregowiec, któremu nie udało się znaleźć w porę jakiejś kryjówki. Z krwawiącą nogą dowleka się do pobliskiej bramy. "Tam, na wieży!" - pada okrzyk w języku rosyjskim. Kilka głów w hełmach wychyla się zza ścian aby po chwili błyskawicznie schować się po padnięciu kolejnego wystrzału. Wewnątrz dzwonnicy panują podniosłe nastroje. Wymieniana jest ilość trafień, słychać pracujące zamki karabinów, padają okrzyki obrażające schowanych w dole sołdatów. Tam w dole również słychać krzyki. Mieszają się tu wydawane przez dowódcę rozkazy, z jękami rannego żołnierza, którego noga wygląda naprawdę paskudnie. Przez następnych kilkanaście minut sytuacja nie ulega zmianie. Ci na dole próbują się wychylić i podjąć próbę ostrzału, a ci na górze skutecznie im to uniemożliwiają. Po pewnym czasie następuje przełom. Strzelcy z wieży dostrzegają sołdatów podchodzących do nich z drugiej strony. Świadomość, że znaleźli się w okrążeniu tylko wzmaga ich zaciekłość. Nie są jednak już w stanie skutecznie trzymać pod ogniem obie strony. W tym czasie od strony Adolf Hitler Platz, pod osłoną ognia rozstawiają się dwa erkaemy Diegtariewa. Rozpoczyna się zmasowany ostrzał dzwonnicy. Znajdujący się wewnątrz nie mają szans. Pada rozkaz wstrzymania ognia, po czym zapada cisza.

Kościół ewangelicki we Włocławku


Tak właśnie wyglądał mniej więcej jeden z ostatnich aktów wyzwolenia Włocławka przez wojska radzieckie w 1945 roku. Ludźmi którzy rozpoczęli ostrzał z wieży kościoła ewangelickiego wbrew pozorom nie byli żadni żołnierze - to byli miejscowi Volksdeutsche (najprawdopodobniej mieszkańcy ulicy Zduńskiej), którzy wiedząc jaki los ich czeka po zajęciu miasta przez Rosjan zdecydowali się na desperacką próbę walki z wkraczającymi do Włocławka wojskami. W wyniku ich ostrzału zginęło 5 żołnierzy znajdujących się na dzisiejszym Placu Wolności. Po chwili sowietom udało się opanować sytuację i uśmiercić wszystkich strzelających.
Następnego dnia martwych żołnierzy pochowano tam gdzie polegli - w centralnej części placu.
Miesiąc później zostali oni przeniesieni na Cmentarz komunalny.

Pogrzeb żołnierzy radzieckich na dzisiejszym Placu Wolności

     Co się tyczy zaś zabitych Niemców, zostali najpierw pochowani pod murem kościoła ewangelickiego, a jakiś czas potem ich ciała przewieziono w nieznane miejsce.


Finał był taki, że jeden z placów swego imienia stracił pan Adolf Hitler, a nowy plac zyskał pan Józef Stalin, którego imię nosił on do 1956 roku.




Aktualizacja:
Muszę zaznaczyć, że powyższe opowiadanie, chociaż opierane na różnych źródłach posiada również elementy będące fikcją literacką. Nie należy więc takiego przedstawienia wydarzeń przyjmować za wierny przekaz. Po pewnym czasie od jego napisania natrafiłem na nowe materiały, które rzuciły nieco więcej światła na to jak rzeczywiście wyglądało tamto zdarzenie. Poniżej zamieszczam fragment wspomnień Zdzisława Taźbierskiego - wówczas 16 letniego chłopaka.



"Może dlatego w duchu błogosławiłem wydarzenia, gdy w samo południe z wieży kościoła ewangelickiego przy ul. Brzeskiej odezwały się strzały do wchodzących wciąż i już stacjonujących wojsk „czerwonych” na Placu Wolności. Przynajmniej aż do wieczora znikło w mieście złodziejstwo. Ustąpiło miejsce dobrze już znanej trwodze, że Niemcy może przeciwnacierają. Lecz tylko na kilka godzin. Esesmani w liczbie ok. 30 osób, podobno i cywilni bojownicy NSDAP ukryci na wieży, otworzyli do zgromadzonego tu tłumu gęsty ogień z ciężkiej broni maszynowej. Zabili kilku oficerów i wielu żołnierzy Armii Czerwonej oraz kilkoro cywilów-Polaków. Nie widziałem trupów, bo wraz z innymi cywilami pierzchnąłem z placu (w kierunku ul. Miedzianej), ale z bratem widzieliśmy kontrakcję czołgistów. Oddali tylko dwa strzały w tę wieżę, ścinając jej czubek długości ok. 4 m, zabijając kilku z tych straceńców i resztę biorąc do niewoli. Ci Niemcy – nie mogąc znieść przegranej – po prostu podjęli ostatnią walkę za swego „Führera”, choć z góry była skazana na przegraną. Chyba bohaterstwo w niesłusznej moralnie sprawie? Po rozbiciu wieży kościoła i oddziału esesmańskich desperatów Rosjanie zachowali na ulicach miasta przez co najmniej dwie godziny gotowość bojową czołgów do walk ulicznych. Szczęśliwie do nich nie doszło."




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz